Z tych landrynkowatych różowych laleczek barbie, promowanych przez popkulturę, Avril jeszcze jest spoko, bo ma dobry głos i swój styl i nikogo nie udaje. A cała reszta: Miley Cyrus, Lady Gaga, Ke$ha, Katy Perry, Rihanna, Mandaryna - to DNO i żenada. Wg. mnie najlepsze utwory Avril, to: Innocence i Girlfriend.
Muszę z przykrością stwierdzić że Avril reprezentuje poziom bardzo, ale to bardzo niski. Nikogo nie udaje? Zdziwił/zdziwiłabyś się jak każdy jej gest, ruch jest wyuczony. I pomyśleć że kiedyś mnie inspirowała... A Lady Gaga i Rihanna? Nie gustuję w takiej muzyce, ale naprawdę odwalają kawał solidnej roboty. Wydają hit za hitem, a przecież w tym komercyjnym odłamku muzyki o to chodzi.
Dobra dobra .. jimmy eat world też trochę komerchą pachnie a hitów nie wydaje ..wieć tutaj nie szalej już xD
Haha... Ok. xd Ale szczerze? Znam tylko jeden utwór Jimmy Eat World, ale spodobała mi się nazwa więc zaczerpnęłam jej. No chyba przyznasz, nazwa przednia, czyż nie? :D
No w sumie ja znam może trzy utwory xD ..Aaa czy nazwa taka perzednia to nie wiem .. przynajmniej ja jej nie łapie ..:P
Haha. Ojć. Jaki niefart, dwa razy napisałam "mnie". O tak: "mnie mnie". ._____. A co do mądrości ludowej to przecież oczywiste! Właśnie dlatego świat jest piękny :D Dobra, lekka przeginka... Ale przynajmniej ludzie są autentycznie różniący się upodobaniami od siebie wzajemnie. ^^
Oj tam od razu niefart .. użycie "mnie" dwa razy w tym zdaniu akurat pomogło.. wzmocniło przekaz xD..No dokładnie ..dobrze że się wszyscy od siebie różnimy .. i lubimy co innego .. Ci chińczycy to umieli wymyślić porzekadło..nie ma co !!
Chińczycy są wspaniali.! Lubię ich kulturę, cywilizację... A w ogóle to są przystojni. Kurczę, odbiegłam od tematu - całkowicie.. :p
Aa tam wcale nie tak całkowicie ..podobno Avril jest w 1/84 czystą chinką... więc jakoś tam w temacie zostałaś .. Aaa tak w ogóle .. autorowi tematu powiem tylko że girlfriend to moim zdaniem jej najgorszy utwór ..a mój ulubiony .. lubie większość ale gdybym miał wybrać to Nobody's home
Owszem, "Nobody's home"... Hmm... No cóż, nadal pozostaję wiara (której nikt nigdzie i nikomu nie może odebrać) w to że jeszcze kiedyś panne Lavigne usłyszymy w tak klimatycznej kompozycji.
oby tylko więcej żadnych piosenek typu girlfriend albo what the hell .. i nie będzie źle mi się wydaje ^_^