Nie są to jedyne słowa, którymi można określić ten film, ale pierwsze które mi się nasuwają po jego seansie. Wprawdzie "tak" nacechowane sceny nie stanowią lwiej części projekcji, ale to właśnie one mają tworzyć grozę thrilleru i wzbudzać w nas "te największe" emocje. Mnie osobiście nie przekouje nagrywany na postsynchornach wrzask, płacz i zgrzytanie zębów filmowej ofiary, do którego mamy później doklejony w filmie obrazek procesu okaleczania tudzież inne rewelacje.
Nie mogę też odeprzeć wrażenia, że twórcy śilili się na dobre, "mocne" kino. A tak naprawdę już w połowie filmu nawet średnio zmyślny widz może rozgryźć finał kryminalnej zagadki i w zasadzie pozostaje mu czekać jakie to sobie scenarzyści wymyślili zakończenie. A w zakończeniu plener rodem z (genialnego) "Siedem" i dalej tylko "pierdzący balonik z uchodzącym powietrzem".
Cóż mogę dla osłody?
Widziałam gorsze filmy, bardziej nudne, ze słabszą fabułą, bardziej obrzydliwe, a co do decybeli i wrzasków to zmyślać nie chcę - nie pamiętam. I to właściwie wszystko. Nie będę za bardzo chwalić, bo jeszcze kogoś zachęcę ;)
Nie odradzam.
Ale mając 20 zł w kieszeni i aktualny repertuar kinowy raczej idźcie na co innego, bo akurat jest na co...
...a "Drapieżnik" będzie za 2 miesiące w wypożyczalniach! ;)
Pozdrawiam serdecznie!
G.
:))) TAK NA MARGINESIE TO PRAWIE 90% W WIELU FILMACH TO POSTSYNCHORNY jak to okreśła przedmówca, są standardem, wyobraża sobie ktoś dzwięk w kreceniu filmów na tzw. "setkę"? to nierealne, chyba że są to polskie tasiemce typu klan, i inne. Jestem akurat filmowcem i robie co nieco więc chciałbym uprzedzić że nawet w hollywodzkich produkcjach to standart, do tego bowiem służy ta metoda :))). pozdrawiam.
No tak, ale przecież nie określiłam żadnego precedensu :)
Wiem o tym doskonale, bo też pracuje w branży.
To mi przypomina kwestie z filmu „ Nie ma róży bez ognia”:
- Ja pana rozumiem, bo ja pracuję w telewizji.:)