Temat jest dość niepokojący i przerażający – w końcu wszelkie dewiacje i przemoc wobec kobiet trudno uznać za krzepiący i pogodny, ale też niestety nie można powiedzieć, że jest tylko wymysłem scenarzysty, co poświadczają smutne dane przedstawione na początku filmu.
I co z tego wynika? Nic !!
Porównywany (w sumie sam nie wiem dlaczego) do całkiem dobrego „8 milimetrów”, jest jednak niewidocznym cieniem filmu Schumachera. Całość, prowadzona kuriozalnym obrazem (wszystko się rwie, kręci niczym w wesołym miasteczku i jest tak przefiltrowana, że aż bolą oczy) zmierza do typowego bzdurnego i pokracznego zakończenia w stylu równie nieudanej „Czarnej Dahlii” De Palmy, czy innych pierdołowatych amerykańskich thrillerów. Tylko Richard Gere nie zawodzi i dobrze kreśli swą postać, która poprzez swą pracę nie może normalnie funkcjonować w codziennym życiu. I to tyle, naprawdę.
Amerykański debiut reżysera „Infernall Affairs” będzie najprawdopodobniej jego ostatnim filmem w USA (obraz do tej pory nie może w Stanach znaleźć dystrybutora). Może to i dobrze.
Plusy - intrygujący temat
Minusy - nieintrygujące wykonanie
Moja ocena - 3/10